Romuald Witczak,
opowieścią „Lisowczycy w Kowarach”, otwiera nam drzwi do świata
sprzed czterech stuleci. Jego książka jest jak wehikuł czasu,
dzięki któremu poznajemy mieszkańców miasta. Patrzymy na ubrania
kobiet, obyczaje, jesteśmy zaproszeni na popołudniową herbatę do
ogrodu pana Bauma. Przysłuchujemy się rozmowom mieszkanek Kowar,
niezadowolonych ze swojej pozycji społecznej w porównaniu z
mężczyznami i wymianie zdań między kupcem winiarskim a starostą
kowarskim Praetoriusem, o konieczności budowy ratusza. W Kowarach
jest spokojnie, ale w Europie trwa wojna trzydziestoletnia. Ważny
jest i ratusz, i zabezpieczenie miasta przed inwazją. Może, zamiast
ratusza, zbudować mury obronne?
Rzemieślnicy krzątają
się wokół swoich spraw, ktoś choruje, inny umiera z powodu
nieszczęśliwego wypadku. Jak wtedy leczono? Jak wyglądała
ceremonia pogrzebowa? O tym wszystkim możemy przeczytać w książce.
Z Romualdem Witczakiem
jako przewodnikiem, zaglądamy do bogatego domostwa kupca i biednej
chaty chłopki, widzimy zatroskanego proboszcza, gwarków przy piwie,
nie zawsze moralnie prowadzące się mężatki i złodzieja, który
planuje przestępstwo. Mimochodem dowiadujemy się, w jaki sposób
poukładany był ówczesny świat.
Docierające do Kowar
echa wojny niepokoją ludność. Na losy mieszkańców, spokojnie
przeplatające się w czasach pokoju, pada cień. Jakże prorocze
okazały się słowa jednej z mieszczek, wypowiedziane do
przyjaciółki w leniwe, sierpniowe popołudnie, gdy sączyły wino z
wysmukłych kieliszków oraz raczyły się lekturą wierszy miłosnych
Martina Optiza: „Jesień idzie...”[1]
Jesień jest nie tylko
nieuniknionym następstwem lata ale i metaforą. Czas rozkwitu Kowar
dobiega końca. Nadciąga czas smutku, głodu i wojny.
|
Kościół w Kowarach, rys. Roman Tryhubczak, ołówek, rysunek - ilustracja, s. 56 (zdjęcie oryginału) |
Zanim przystąpimy do
lektury rozdziałów, autor zaprasza nas do przeczytania „Wstępu”.
Nakreślił w nim sytuację polityczną Europy w I połowie XVII
wieku. W tym czasie przybywało zwolenników tez głoszonych przez
Marcina Lutra, czemu odpór dawali katolicy, a szczególnie
austriaccy Habsburgowie. Ostatecznie obie strony, skuszone wizją
zdobycia wojennych łupów, sięgnęły po broń. Habsburgowie nie
zawahali się „wezwać na pomoc” lisowczyków, formacji, która w
ówczesnym świecie siała spustoszenie porównywalne do wybuchu
bomby atomowej trzysta lat później. Okryte złą sławą, siejące
niewyobrażalny strach zastępy „polskich kozaków”, jak ich
nazywano, przewróciły sielankowe życie mieszkańców Kowar do góry
nogami. My, czytelnicy, ze zgrozą oglądamy ten krwawy spektakl.
Lisowczycy splądrowali
Kowary, ale autor za pomocą swoich bohaterów, postanowił
skonfrontować oba wyznania: protestanckie i katolickie, pokazać nam
powód, dla którego przez wiele lat ludzie nawzajem się mordowali.
Oto fragment wymiany zdań między lisowczykiem i protestantką:
„Na drugi dzień, jakby
nigdy nic, Lipo się odezwał:
- Czy to
prawda, że ten wasz Luter zlikwidował sakramenty?
- Nieprawda! Tylko
zmniejszył ich ilość. Mamy sakrament chrztu, Stołu Pańskiego i
pokuty.
- A pozostałe?
- Są niepotrzebne!
- Byłem blisko
śmierci i niepotrzebne mi było ostatnie namaszczenie?
- Niepotrzebne! O
zbawieniu każdego z nas decyduje jego wiara i łaska boska. Jak
tego nie ma, to nic ci nie pomoże.
- A dobre uczynki?
Przecież za to, że mnie pielęgnujesz, należy ci się nagroda.
- Nic mi się nie
należy. To, co robię, powinnam robić.
- Tak was uczą
księża?
- My nie mamy księży,
tylko pastorów.
- Cóż to za różnica,
tylko nazwa inna.
- Nie, pastor nie ma
prawa odpuszczania grzechów, jak wasz ksiądz. On nie jest
pośrednikiem między Bogiem a wiernym. U nas wierny rozmawia z
Bogiem bez pośrednika.
- I to jest straszne.
W ten sposób każdy może sobie rozumieć inaczej, co do niego mówi
Bóg. My po to mamy papieża, żeby nas pouczał przez swoich
biskupów i kapłanów, jak i co należy. Jest jakiś porządek.
- Macie kapelana,
który handluje odpustami i nic nie ma przeciw waszym bezeceństwom.
(…) O jakim porządku ty mówisz?”[2]
|
Młyn wodny, rys. Roman Tryhubczak, ołówek, rysunek - ilustracja, s. 84 (zdjęcie oryginału) |
Fikcyjni bohaterowie,
których powołał do życia Romuald Witczak, mają możliwość
nawiązywania relacji z autentycznymi osobami, znanymi z kart
historii. Poza władcami, są to choćby, znani z dotyczących miasta
Kowary archiwalnych dokumentów, starosta Tobias Praetorius czy
pastor Georg Werner.
Książka stanowi
pierwszy tom nowej serii pt. „Z Biblioteki Ducha Gór”. Seria
pomyślana jest jako dostępna dla każdego czytelnika, zarówno
cenowo, jak i z powodu niewielkich rozmiarów tomików (pomimo
kieszonkowego formatu litery oraz interlinie nie zostały
pomniejszone, dzięki czemu książka niemal „nic nie waży”,
mieści się w kieszeni, ale łatwo się ją czyta). Wewnątrz,
znajdziemy rysunki autorstwa Romana Tryhubczaka, kowarskiego artysty,
który wykonał je specjalnie dla tej publikacji.
Ogromna, dotycząca
regionu, wiedza autora została podana czytelnikowi w przystępnej
formie lekkiej opowieści. Śledząc fabułę, zupełnie niechcący,
odbieramy lekcję historii Kowar.
Zachęcam do sięgnięcia
po lekturę „Lisowczyków w Kowarach”
-----------
[1] „Lisowczycy w Kowarach: Opowieść
z czasów wojny 30- letniej”, Witczak Romuald, ilustracje
Tryhubczak Roman, Wydawnictwo Ad Rem, Jelenia Góra 2016, s. 28
[2] Tamże, s. 154-155
Lisowczycy w Kowarach. Opowieść z czasów wojny 30-letniej
Romuald Witczak
Seria:
Z Biblioteki Ducha Gór
Wydawnictwo:
Ad Rem
data wydania7 grudnia 2016
ISBN9788365295552
liczba stron 202
Roman Tryhubczak
Urodził się 17 lipca 1951 roku w Kowarach. Jego pasje, fascynacje,
umiłowanie gór i przyrody w sposób znaczący wpływały na jego życie oraz
twórczość artystyczną.
Lubi rysunek ołówkiem. Korzystając z jego różnych twardości tworzył
kiedyś duże obrazy w tej technice. Należy też wspomnieć o jego pracach w
tuszu wykonywanych piórkiem na papierze kredowym, gdzie porusza się z
niesamowitą precyzją i mistrzostwem, budując unikalną estetykę tych
prac, trochę jak chirurg i saper, który w tym przypadku również nie może
się pomylić.
Lubi też pastele – szczególnie olejne, m.in. z uwagi na możliwość
łączenia ich z ołówkiem. Uprawia również tradycyjne malarstwo sztalugowe
i sporadycznie rzeźbę w drewnie.
|
Lisowczyk - ołówek, rysunek - ilustracja do książki, s. 122 (zdjęcie oryginału) |
Podsumowując jego dotychczasową działalność twórczą, której największa
aktywność przypadła w latach 2003 – 2010, należy wymienić łącznie ponad
20 wystaw oraz prezentacji jego prac artystycznych, w tym aż 15 wystaw
indywidualnych.
|
Kuźnia, ołówek, rysunek - ilustracja, s. 45 (zdjęcie oryginału) |
Jego
pierwsze prace prezentowano w Domu Kultury Zagłębia Miedziowego w
Lubinie, w 1971 r. Kolejne wystawy były zorganizowane w Kowarach,
Kamieniu Pomorskim, Jeleniej Górze, Szklarskiej Porębie, Łodzi, zaś poza
granicami Polski wystawiane były w Malmo – Szwecja, Reichenbachu,
Bambergu – Niemcy, w Fügen – Austria, Frederikssund – Dania, Vrchlabi –
Republika Czeska oraz w Bratysławie - Słowacja.
|
Kuźnia - detal, Duch Gór |
Większość prac Romana Tryhubczaka znajduje się w zbiorach prywatnych
głównie w Polsce, ale również i w innych krajach Europy. Kilka prac
trafiło do Stanów Zjednoczonych. Jego monumentalne abstrakcyjne
malarstwo ścienne można podziwiać w holu Miejskiego Ośrodka Kultury w
Kowarach, a w sali widowiskowej na piętrze jego trzy odrestaurowane w
2012 roku monumentalne socrealistyczne płaskorzeźby autorstwa prof.
Antoniego Melha. Minister Kultury w roku 2005 m.in. dostrzegł jego
aktywność i wyróżnił odznaczeniem „Zasłużony Działacz Kultury”.
Polecam stronę artysty TUTAJ oraz interaktywną stronę Cygańska Wyspa.