wtorek, 2 maja 2017

Drzazga - Ewa Nowak

Drzazga to powieść poruszająca rzadki w polskiej literaturze problem faworyzowania dzieci w rodzinie. Samotna matka-nauczycielka, stojący biernie z boku ojciec, dwie córki i niesprawiedliwie rozdzielona matczyna miłość sprawiają, że dom, który mógłby być dobrym i przyjaznym miejscem, zamienia się w domowe piekło.
Powieść pokazuje cierpienie obu dziewczynek. Chociaż na innych obszarach, każda z nich przeżywa swoją traumę psychiczną. Nienawiść, jaka łączy siostry, wydaje się wieczna, a jednak autorka — bez ckliwych rozwiązań, bez nachalności i z szacunkiem dla stworzonych przez siebie postaci — wskazuje drogę wyjścia z tego błędnego koła.
Powieść stawia przed młodym czytelnikiem szereg pytań: Czy motywy usprawiedliwiają działanie? Na czym, poza zapewnieniem dzieciom opieki, polegają obowiązki rodzicielskie? Czy jest możliwe kochać dzieci jednakowo? Dlaczego tak często zdarza się, że rodzice wybierają jedno z dzieci i jakie są tego przyczyny? Czy warto walczyć o miłość rodzeństwa i czy jest ona ważniejsza niż relacje z rodzicami? Jak wychowywanie się w rodzinie, w której jedno z dzieci jest faworyzowane, rzutuje na późniejsze życie?
Główną bohaterką powieści nie jest córka odtrącona, niekochana, ale właśnie ta „lepsza”, co sprawia, że powieść odkrywa przed czytelnikiem zawiłości psychologii — subtelnie sączonej przemocy psychicznej, jakiej doświadcza ulubione dziecko. To właśnie „lepsza” córka musi zdecydować, czy odważy się na naruszenie układu między członkami jej rodziny i czy stać ją na zapłacenie ceny, jaką jest utrata miłości matki.
Autorka rozszerza świat powieściowej rzeczywistości o szereg skomplikowanych wątków pobocznych. Jest matka, której syn ucieka się do wyrafinowanej manipulacji. Cel jest akceptowalny, ale czy uświęca środki? Jest też wątek przemocy szkolnej. Autorka pokazuje mechanizmy społecznego wymierzania kary osobom faworyzowanym przez szkołę. Jest wątek braku lojalności dorosłych wobec dzieci — nadużywania władzy przez szkolnych pedagogów. Musimy z bólem się przyglądać, jak świat rani dzieci mniej kochane, którym odmówiono należnej im miłości.[link]




A ty siej. A nuż coś wyrośnie.

A ty – to, co wyrośnie – zbieraj.

A ty czcij – co żyje radośnie,

A ty szanuj to, co umiera.

         I pamiętaj – że dana ci pamięć:

         Nie kłam sobie – a nikt ci nie skłamie.

Jacek Kaczmarski, Niech…

* Jest to także motto szkoły,
do której chodzi Marta Piotrowicz,
jej siostra Jagna oraz inni bohaterowie
tej powieści.

 
Marta siedziała z podkulonymi nogami na wersalce, chrupała pestki dyni i popijała herbatę z dzikiej róży. Usiłowała czytać Dziady. Jutro miała być kartkówka z treści i Marta już drugi raz zwalczyła pokusę, żeby wejść do Internetu i sprawdzić, czego mogą dotyczyć pytania. Umiała przecież czytać, a jednak pierwszy raz w życiu zdarzyło jej się patrzeć na tekst i nie rozumieć treści. Czytała nie takie nudziarstwa i jakoś zawsze udawało jej się zmusić do skupienia, tym razem jednak nie potrafiła poskromić samej siebie. Myśli odfruwały jej daleko od Gustawa i jego abstrakcyjnych problemów. A poza tym ta szuflada… Marta, podobnie jak jej mama, była pedantką i lubiła porządek, a z szuflady coś denerwująco sterczało. Zmusiła się, żeby odwrócić wzrok, ale oczy same biegły w kierunku maleńkiego skraweczka papieru, który wystawał spomiędzy szuflad.
Odłożyła Mickiewicza, szklankę i talerzyk z pestkami.
W drugiej szufladzie od góry były zdjęcia. Trzymała je w albumach, w pudełkach i w kopertach. Wszystko zawsze było poukładane i opisane. Dlatego zdziwiła się, że kilka jest niedbale rzuconych na wierzchu.
– Znowu ona – syknęła przez zęby.
Nie miała wątpliwości, że to siostra grzebała w jej rzeczach i nawet nie zdobyła się na umiejętne zatarcie śladów. Nigdy niczego nie zacierała. Z zasady.
Już chciała schować zdjęcia do koperty, kiedy odruchowo na nie zerknęła. Były to zdjęcia opisane jako przedszkolne. Znała je wszystkie bardzo dobrze. Gwiazdka w przedszkolu; pulchna blondynka z kręconymi włosami stoi obok Mikołaja ze sztuczną brodą. Widać, że się go trochę boi, za to jej siostra z dumną miną siedzi mu na kolanach i z dziecięcą ufnością ściska za szyję. Na drugim zdjęciu portret zrobiony w przedszkolu. Ona w stroju krakowianki, a jakiś chłopczyk przebrany za szlachcica; oboje udają, że tańczą. Marta ma na sobie ortopedyczne buciki, które psują cały efekt. Na trzecim zdjęciu ona w jajku wielkanocnym, na kolejnym – z mamą. Mama stoi w ładnej pasiastej spódnicy i morelowej bluzce, przytrzymując na ramieniu torebkę. Drugą ręką trzyma Martę i uśmiecha się do niej. Obok nich, w odległości kroku, stoi Jagna. Zaciśnięte usta tworzą typową dla niej wąską kreskę. Oczy przymrużone. Mimo że ma tylko pięć lat, migoczą w nich niebezpieczne błyskawice. Jest naburmuszona. Kurczowo trzyma się słupka oddzielającego chodnik od ulicy. Nie patrzy w obiektyw, nie patrzy też na mamę ani na Martę. Ostentacyjnie odwraca głowę. Psuja – tak ją w myślach nazywa Marta. Popsuje wszystko – nowy telefon, odkurzacz, okulary… Ale najlepiej wychodzi jej psucie atmosfery. Właśnie tak jak na tym zdjęciu… Mogło być miło, mogły stać sobie we trzy i uśmiechać się do obiektywu, a przez Jagnę miło nie jest. Po prostu psuja – wiecznie obrażona na cały świat, wiecznie nadęta, wiecznie nieposłuszna, zła, kąsająca kogo popadnie, jakby miała wściekliznę.
Marta już chciała schować zdjęcie, żeby ostatecznie nie popsuć sobie humoru, ale nie mogła od niego oderwać wzroku. Podobno wszystko płynie, wszystko jest w nieustannym ruchu i nic dwa razy się nie zdarza. Tymczasem zdjęcie zrobiono dobre dziesięć lat temu, a nadal nic się nie zmieniło. Wszystko powtarza się aż do znudzenia.[link]

Książka znajduje się w szkolnej bibliotece!